– Przegrałam – szepnęłam niezadowolonym tonem, opierając
głowę o brzeg fotela.
Lubiłam gry strategiczno–logiczne, jednak zawsze byłam w
nich słaba. Czasem wydawało mi się nawet, że nie potrafiłam myśleć, a każda
porażka była odzwierciedleniem mojej czystej głupoty. Śmieszne, nieprawdaż?
Mimo wszystko, był to tak dołujący fakt, iż niekiedy po nieudolnej rozgrywce,
potrafiłam przez parę dni wyżywać się na ludziach wokół mnie. W takich
momentach, sama nie byłam w stanie siebie zrozumieć. Fakt, że moim przeciwnikiem
był chłopak, stosunkowo młodszy ode mnie, jeszcze bardziej potęgowało żal po
ograniu.
Próbując zachować kamienną twarz, udawałam nieporuszoną całą
tą sytuacją. Mój uciekający wzrok zdradzał jednak ogrom wewnętrznych rozterek,
co wywołało delikatny uśmiech u niebieskookiego.
– Jeśli chcesz, możemy zagrać jeszcze raz. – W jego głosie
dostrzegłam rozbawienie. To mogła być dobra okazja do wypytania o gości z
dzisiejszego poranka.
– Powiedz mi Cielu – zaczęłam, przybierając wygodniejszą
pozycję. – Kim byli ludzie, których żegnałeś dziś rano?
Po jego twarzy przeszedł cień zdziwienia. Swój wzrok utkwił w planszy, jak gdyby
dokładnie analizował moje słowa.
– To była moja ciotka Angelina Durless i jej dość
ograniczony lokaj.
Nastała między nami niezręczna
cisza. Skupiona w swoich własnych przemyśleniach, nawet nie zauważyłam, że
hrabia podszedł do okna.
– Dlaczego ta dwójka cię tak zainteresowała? – zapytał. Jego
ton nieznacznie spoważniał.
– Odniosłam wrażenie, że widziałam ich kiedyś przelotem w
Londynie – skłamałam, choć nie do końca mijałam się z prawdą.
Phantomhive podszedł bliżej
mnie, po czym wziął do ręki pionek królowej. Obracając go zwinnie w palcach,
przyglądał się jego kształtowi.
– To intrygujące, że
tak niepozorna figura jest w stanie zdziałać tak wiele – szepnął, zwinnym
ruchem zbijając postać króla.
Nie do końca wiedziałam, co
miał na myśli, ani co pragnął mi tym przekazać, jednak obraz pozłacanej korony,
zdobiący głowę monarchy, zapadł mi w pamięci aż do wieczora.
~*~
W pokoju panował zaduch.
Znajdująca się w nim kobieta, leniwym krokiem zwlekła się z łóżka i podeszła do
okna, aby wpuścić odrobinę świeżego powietrza. Delikatny podmuch rozwiał jej włosy,
a fala tlenu ocuciła umysł. Westchnęła cicho.
Już dziś musiała się wynieść z
pensjonatu. Skończyły się jej pieniądze żeby wykupić kolejną noc. Zrezygnowana
przeczesała nerwowo grzywkę. Miała ochotę złożyć wizytę białowłosej, jednak
obiecała jej, że nie pojawi się na terenie Phantomhivów, jeśli sytuacja nie
będzie na tyle poważna by tego wymagała. Bez dziewczyny poczuła się nieco
samotnie. Jak mały, zagubiony kociak w wielkim mieście. Nie wiedziała gdzie ma
się teraz podziać i w głębi serca przeklinała Ashide, że ją zostawiła. Nie
znała w tym mieście nikogo, kto mógłby jej pomóc, nikogo… poza tym przeklętym
grabarzem, z którego przyczyny ona była tu, a Yoru tam.
Nie zastanawiając się długo,
odwinęła swój opatrunek, przy czym z zadowoleniem stwierdziła, że po ranie
została niewielka blizna. Dla upewnienia zrobiła parę skłonów i przysiadów. Gdy
po jej ciele nie przeszła żadna salwa bólu, przyjęła swoją zwierzęcą postać.
Może i miała mu za złe, że
doprowadził tego szczeniaka do dziewczyny oraz że wspaniale się przy tym bawił,
podczas, gdy ona odchodziła od zmysłów, jednak znała go na tyle długo, iż miała
pewność, że nie odmówi jej noclegu. Przy okazji wypyta go o parę rzeczy. W
końcu był to dłużny białowłosej.
Kotka wystawiła swój łeb przez
uchylone okno. Zwinnym ruchem przeskoczyła na drugą stronę balustrady.
Następnie powtórzyła serię należytych kroków i w ciągu paru sekund znalazła się
na ziemi.
Dotarcie do celu zajęło jej niespełna dziesięć
minut. W tej postaci było to dużo łatwiejsze, niż jakby miała poruszać się w
ludzkim ciele.
Przez rozbite okno, dostała się
do środka zakładu. Schowana w cieniu, czekała, aż pomieszczenie opuszczą
klienci szarowłosego. Przyjrzała się im dokładnie. Płacząca kobieta, ubrana w
klasyczną czerń miała poszarpany dół sukni. Łkała cicho w chusteczkę,
obejmowana drżącym ramieniem stojącego obok mężczyzny. Jego pocerowany, starty
strój świadczył o tym, że przechodził w nim najbliższy rok. Ewidentnie byli biedni. To rzucało się w
oczy. W trumnie nieopodal leżało ciało. Chłopak miał około dziesięciu lat. Ubrany
skromnie, ale schludnie wyglądał jakby wyłącznie spał.
– Nie mamy nawet jak panu zapłacić – szeptała zapewne jego
matka. Jej drżący głos niemalże ścisnął serce kotki.
Poczuła żal. Nigdy nie
interesowały ją uczucia ludzi. Mimo że zawsze miała z nimi styczność, to byli
jej zupełnie obojętni. Wszystko zmieniło się, kiedy poznała Yoru. Ta dziewczyna
była inna i wciągnęła ją w ten dziwaczny świat.
– Możesz już wyjść – powiedział grabarz, gdy dwójka opuściła
pomieszczenie.
Neko wskoczyła na ladę, po czym
zmierzyła mężczyznę wzrokiem.
– Jak możesz to robić? – zapytała sama zdziwiona swoją nagłą
bezpośredniością, dlatego nie drążyła tematu, gdy ten nic nie odpowiedział.
Nastała chwila ciszy, którą
przerwał żniwiarz.
– Co cię do mnie sprowadza? – Jego ton głosu był wesoły, co
zbiło kotkę z tropu.
– Musisz mnie przenocować.
– Ja nic nie muszę – poprawił ją.
Neko warknęła cicho.
– Kiedy proponowałem to twojej znajomej, stanowczo odmówiła
– zażartował.
Zielonooka nie do końca zrozumiała,
co mężczyzna miał na myśli. Wolała tego nie rozgrzebywać. Szarowłosy nie był
osobą zrównoważoną psychicznie, bynajmniej ona tak uważała. Znała go już długi szmat czasu. Nigdy nie
byli ze sobą zbyt blisko, wolała utrzymywać wobec niego pewien dystans. Kiedy
jednak tak zdziczał? Dobrze pamiętała ich pierwsze spotkanie, gdy dzierżąc kosę
w ręce, wydawał się nieposkromionym, rządnym krwi Bogiem Śmierci. Za cel obrał
okolice jej świątyni. Do dzisiaj jednak nie wiedziała, co sprowadziło go aż do
kraju wiśni. Uratował jej dupę, podczas gdy rada miała chęć pozbycia się jej,
niczym zbędnego balastu. Było to tak dawno. Kiedy zniknął, nie miała
przyjemności spotkać się z nim aż do momentu, gdy przypadkiem napatoczyła się
na niego w jednej z londyńskich uliczek. Spacerowała z białowłosą, aż ta nagle
przyuważyła grabarza, którego miała okazję poznać podczas pochówku jednej z
ofiar. Okazał się być dobrym źródłem informacji.
Do dnia dzisiejszego nie miała
pojęcia jak ktoś taki jak on mógł wieść zwyczajne życie w ludzkim świecie. Znudziło mu się uganianie za duszami? A może
coś innego wymusiło na nim przyjęcie kamuflażu. Z chęcią wypytałaby go o to,
jednak zdawała sobie sprawę, że wyłącznie się ośmieszy. Mężczyzna nigdy nie był
zbyt rozmowny, jeśli chodziło o prywatne tematy. Ich znajomość opierała się
wyłącznie na paru docinkach. Niemniej jednak, nie miała innego wyboru jak
pominąć całą tajemniczą otoczkę szarowłosego i przyjąć rzeczywistość taką, na
jaką jej pozwalał.
Oprzytomniała dopiero, gdy do
jej uszu dotarł dźwięk zatrzaskiwanej trumny, w której spoczywał
dziesięciolatek.
Nie dobrze. Ostatnio stała się
zbyt rozkojarzona.
– Jak umarł? –
Podeszła bliżej.
– Miał wylew.
Kotkę ogarnęło zdziwienie.
– W tak młodym wieku?
Grabarz stanął za ladą, po czym
zaczął przeszukiwać szuflady.
– To nie pierwszy przypadek. – Rzucił przed zielonooką
stertę dokumentów.
Kobieta przybrała swoją ludzką
postać, a następnie wzięła plik papierów do ręki. W milczeniu zaczęła je
analizować. Były to akta młodych chłopców w przedziale wiekowym od ośmiu do
dwunastu lat. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Szare myszki z niższych sfer.
Idealne łupy sekt i tym podobnych zbiorowisk. W końcu, kto przejmie się
zniknięciem biednego dzieciaka? Jedynym intrygującym elementem były przyczyny
ich śmierci. U każdego stwierdzono wylew.
– Jak to możliwe? – szepnęła. Jeszcze przez chwilę wpatrywała
się w kartki, po czym odłożyła je na ladę.
– Zamierzasz się tym zająć?
Mężczyzna zaśmiał się.
– Nie ingeruje w życie ludzkie. – Podszedł bliżej
zielonookiej.
– Jesteś grabarzem – bąknęła pod nosem krzyżując ręce na
piersi.
Stary kosiarz pokiwał przecząco
głową.
– Zajmuję się pustym ciałem, nie duszą – przypomniał, a na
jego twarzy ponownie zagościł uśmiech. – Poza tym – zaczął – To sprawa dla
małego hrabi.
– Hę? – Zmierzyła go wzrokiem. - Masz na myśli tego
Phantomhiva?
Grabarz nic nie odpowiedział,
jedynie zachichotał pod nosem.
– Nie dziwi cię, że ma na usługach demona?
Mężczyzna oparł się o jedną z
trumien.
– Ten świat kryje wiele tajemnic Neko – odparł.
Kotka obruszyła się nieco.
– Twoja przyjaciółka może mieć kłopoty. – Do ręki wziął
jedno z leżących obok ciastek.
– Co masz na myśli? – warknęła czarnowłosa zaciekłym tonem.
– Czyż to nie ty naprowadziłeś tą dwójkę na nią? – syknęła wściekle.
– Nie z ich strony. – Wsadził słodycz do ust.
Kotka podniosła brew oczekując
wyjaśnień.
– W najbliższym czasie powinni być dla niej pomocni. Nawet
ją polubiłem wiesz. Jest w miarę – zamyślił się na chwilę – użyteczna.
– W co ty pogrywasz ? – Neko poderwała się, po czym złapała
grabarza za kołnierz płaszcza, przyciskając go mocno do ściany.
– Nie wysilaj się. – Jego ton spoważniał. Odepchnął kobietę
na bok. – Pomagam i świetnie się przy tym bawię.
Kocica zaklęła pod nosem.
– Dobrze mieć po swojej stronie demona, szczególnie, że inny
depcze wam po piętach.
– Skąd ty… – zaczęła, jednak umilkła widząc srogie spojrzenie
mężczyzny, przebijające się przez gęstą grzywkę.
– Jeśli chcesz pomóc … – Spod płaszcza wyjęła kawałek
zgiętej kartki. – Powiedz jak go użyć – szepnęła, podając kosiarzowi rysunek
amuletu.
Przyjrzał mu się uważnie, po
czym po raz kolejny się uśmiechnął.
– To będzie kosztować.
~*~
Minęły dwa tygodnie, od kiedy zamieszkałam w rezydencji. W
międzyczasie poznałam jeszcze dwie osoby. Niejakiego Tanake, który podobnie jak
demon pełnił funkcję kamerdynera oraz ogrodnika. Ten ostatni był osobą, której
towarzystwo szczególnie przypadło mi do gustu. Ciel praktycznie nie wychodził z
gabinetu. Wraz z Michaelisem zażarcie badali sprawę Rozpruwacza. Było mi to na
rękę. Mimo wszystko ciągle dręczyły mnie
nieprzyjemne myśli. Chodziłam podenerwowana. Nie lubiłam bezczynnie czekać, aż
wszystkie sprawy rozwiążą się same. Byłam ciekaw jak radzi sobie kotka. Jak się
czuję i czy jest bezpieczna. Niemalże uwięziona w murach posesji odchodziłam
już od zmysłów. Na swoje nieszczęście byłam zmuszona oddać konia barmanowi.
Poprosiłam oczywiście o to hrabiego, który niezbyt zadowolony wykonał moje
polecenie.
– Nie nudzisz się tu? – zapytałam Finniego, przyglądając się
jednocześnie jego pracy, którą wykonywał zresztą nieudolnie.
Na chwilę zaprzestał. Odwrócił
się do mnie, po czym z uśmiechem na ustach odparł:
– Nigdy.
Stęknęłam niezadowolona jego
odpowiedzią.
– Jak chcesz – zaczął niepewnie – możesz mi pomóc.
Spojrzałam ponownie na niego,
po czym podniosłam się z ławki i biorąc do rąk jedne z nożyc zaczęłam przycinać
zbyt długie gałązki.
Chłopak ponownie się
uśmiechnął. Odwzajemniłam gest.
Uporaliśmy się z robotą dużo szybciej niż przypuszczałam. Zmęczona
wróciłam do środka. Po drodze wstąpiłam jeszcze do kuchni. Wchodząc do
pomieszczenia przed moimi oczami ukazała się znana sylwetka. Czarnowłosy
zupełnie zlewa wszy moją osobę kończył piec ciasto będące zapewne deserem dla
panicza. Usiadłam przy stoliku częstując się świeżymi bułeczkami. Ukradkiem oka
obserwowałam poczynania lokaja. Śledziłam dokładnie jego ruchy, gdy ugniatał
krem. Robił to bardzo precyzyjnie. Zaczęłam się zastanawiać, jaki widział w tym
sens. Jak bardzo cenna musiała być dusza niebieskookiego, skoro dla niej zniżał
się do poziomu ludzkiego sługi. Nie tak wyobrażałam sobie zimnego,
bezwzględnego demona. Nie taki obraz utknął mi w głowie. I chociaż wiedziałam,
że to tylko czysta gra pozorów to wciąż nie mogłam uwierzyć jak można tak
bardzo wczuwać się w rolę.
– Aż tak bardzo ci się podobam, że nie możesz odciągnąć ode
mnie wzorku? – Wciąż odwrócony tyłem przecierał ścierką brudny blat.
Warknęłam cicho pod nosem
zniesmaczona jego uwagą.
– Daruj sobie.
Spojrzałam na obraz
prezentujący się za oknem. Pogoda znacznie się poprawiła. Z dnia na dzień
robiło się coraz cieplej, a wszystkie rośliny powoli zaczynały zakwitać.
– Jak idą sprawy? – zagadnęłam złośliwie. Dobrze zdawałam
sobie sprawę, że wyłączając informacje, jakie im przekazałam, nie mieli żadnego
tropu. Rozpruwacz nie da się złapać tak
łatwo.
Kamerdyner kończył ozdabiać
posiłek.
– W należytym porządku – odparł, po czym nałożył kawałek
ciasta na talerz zdobiący srebrną tacę. Wyjął z szuflady potrzebne sztućce i
wyszedł z pomieszczenia.
Leniwie podniosłam się z
krzesła, a następnie podreptałam za Michaelisem.
Jego arogancja zaczęła mnie
poważnie irytować. Pewne było, że nie pałaliśmy do siebie miłością. Nie
liczyłam nawet na to, że mnie polubi, był demonem. Demony nie odczuwają
empatii. Było mi wszystko jedno, co o mnie myślał, czy tolerował. Nienawidziłam
jednak być ignorowaną.
– Gdzie idziesz?– zapytałam głupio, mimo że doskonale znałam
odpowiedz. Skoro nie miałam nic lepszego do roboty, mogłam chociaż po
uprzykrzać mu dzień. Byłam ciekaw jak długo potrafi utrzymywać swoją barierę
powagi.
Z jego ust nie padło żadne
słowo. Zatrzymaliśmy się pod gabinetem Ciela. Mężczyzna zapukał, po czym pchnął
dębowe drzwi. Weszłam zaraz za nim.
– Przygotowałem dla panicza ciasto francuskie z kremem
czekoladowym i jagodami. – Ukłonił się lekko.
Chłopak podniósł na naszą
dwójkę swój zmęczony wzrok. Wyglądał jakby od tygodnia nie zmrużył oka. Jego
cera poszarzała, a powieki ledwo utrzymały ku górze. Kiwnął głową pozwalający,
by czerwonooki podał mu posiłek.
– Coś się stało? – zapytał przysuwając kawałek ciasta do
buzi.
Moja bezczynność sięgała zenitu.
Ani mi się widziało spędzić tu kolejny, nic nie wnoszący do mojego życia dzień.
Wszelkie poszukiwania zostawiłam w rękach Neko. Mimo to ciągła niepewność
boleśnie wyrzynała mnie od środka.
– Potrzebuje konia.
Ciel zmierzył mnie wzrokiem.
– Chce pojechać do Londynu – wytłumaczyłam krzyżując ręce na
piersi.
Młody hrabia spojrzał
porozumiewawczo na parzącego herbatę lokaja.
– Sebastian, przyprowadź pojazd. Pojedziecie razem –
rozkazał.
– Nie jestem waszym więźniem, nie potrzebuje opieki, mogę
jechać sama – zaprotestowałam.
Obecność demona nie była mi na
rękę.
– Obiecałem dbać o twoje bezpieczeństwo. Nie zmienię zdania.
Warknęłam cicho, po czym ze
złością opuściłam pomieszczenie.
Jakim prawem ten gówniarz mi
rozkazywał?
~*~
Pojazd ruszył. Nieco naburmuszona białowłosa obserwowała
oddalający się obraz posiadłości. Na całe szczęście udało jej się wykonać
odpowiedni telefon, poprzez który spotka się z Neko.
Po paru minutach uspokoiła się
nieco. Miała nadzieję, że demon nie będzie jej stale towarzyszył. Nie miała
pojęcia, co udało mu się o niej dowiedzieć. W jego obecności czuła się
nieswojo. Miała przed sobą przystojnego mężczyznę, do którego wzdychało na
ulicy wiele kobiet, a zarazem ten okaz piękna skrywał w sobie drapieżną bestię,
która gdyby chciał, rozerwałaby ją na strzępy. Mimo wszystko nie bała się
go. Miała świadomość, że bez rozkazu
Ciela nie kiwnie nawet palcem.
Zmierzyli się wzrokiem. Żadne
nie zamierzało odpuścić.
– Wyglądasz jak mała, zagubiona owieczka.
Na te słowa, z dziewczyny uszła
cała pewność siebie. Chodź w środku
dygotała każda cząstka jej duszy, na zewnątrz starała się utrzymać powagę.
Już kiedyś słyszała te słowa.
Gdzie
jesteś biedna owieczko?
Wyprostowała się przymykając
oczy.
– I tak z pewnością lepiej niż ty – odgryzła się.
Reszta drogi minęła spokojnie. Do Londynu dotarli w
przeciągu godziny. Przed wyjściem z pojazdu, dziewczyna naciągnęła na siebie
swój płaszcz.
– Spotkajmy się tu za godzinę – szepnęła znikając w tłumie
ludzi.
Demon jeszcze przez chwilę
wypatrywał jej sylwetki. Mógł za nią iść, jednak nie widział sensu, aby to
zrobić. Nie interesowały go jej prywatne sprawy, bynajmniej dopóki nie narażały
się paniczowi.
Bezceremonialnie odwrócił się
na pięcie i odszedł w odwrotnym kierunku. Miał do załatwienia jeszcze jedną
sprawę.
~*~
–Yoru. – Czarnowłosa uścisnęła przyjaciółkę.
– Dowiedziałaś się czegoś istotnego?
– Niestety. – Neko pokiwała przecząco głową.
– Cholera – zaklęła nastolatka. – Jak się czujesz? –
Zmierzyła czarnowłosą od stóp do głów.
– W porządku. –
Uśmiechnęła się lekko. – Nie powinnaś jednak tu przez jakiś czas przyjeżdżać.
Yoru uniosła zdziwiona brwi.
– Dlaczego?
Kotka ze zrezygnowaniem oparła
się o kawałek muru.
– Cały Yard jest poruszony twoją osobą – odpowiedziała
przymykając oczy.
– Ale jak to?
– Ten mężczyzna, którego ostatnio zabiłaś – zaczęła, na co
białowłosa cofnęła się wspomnieniami do wydarzeń sprzed dwóch tygodni. – Był
bratem głównego szefa policji. Po paru dniach ktoś doniósł, że widział sprawcę.
Bardzo szczegółowo cię opisał – dokończyła.
Yoru poczuła jak traci grunt
pod nogami.
– To niemożliwe – szepnęła.
– A jednak.
– Nie – zaprzeczyła. – Jestem tego w stu procentach pewna.
Kotka zmierzyła ją dokładnie
wzrokiem.
– Więc co o tym sądzisz?
Białowłosa zamyśliła się na
chwilę.
– Chce mnie tym sposobem wywabić.
Nastała niezręczna cisza. Obie analizowały
w głowach wszystkie fakty.
– Rozumiesz, że teraz nie zostawię cię samej? – Nastolatka
pokiwała głową.
– Wiem. Chodź. – Gestem ręki nakazała kotce podążać za nią.
– Ciel się nie ucieszy.
~*~
Ta dam xD Udało mi się doskrobać
kolejny rozdział. Wiem, że powiewa nudą. Mam w głowię jedną wielką koncepcję i
masę scenariuszy, jednak nie do końca potrafię przelać to tak jak sama widzę.
Może kiedyś uda mi się tego nauczyć :D
Z Okazji świąt, chciałam wam życzyć
dużo radości, pogody ducha i przede wszystkim zdrówka ! :) Mam nadzieję, że pierwszy dzień minął wam w przyjemnej atmosferze. Buziaki ! :*